O przeprowadzce, czyli jak Fibi z psa miejskiego stała się wiejskim.
- lipca 25, 2017
- By Fibi - Australian Shepherd
- 0 Comments
Niecały rok temu wpadliśmy na spontaniczny pomysł przeprowadzki na wieś. Wszystko potoczyło się bardzo szybko i już od dwóch miesięcy mieszkamy w nowym domu. Skąd pomysł? Natchnął nas pies.
Dopóki ganiałam po Warszawie (do pracy, na trening, na uczelnię), nie myślałam o tym, że będę chciała kiedyś mieszkać poza miastem, raczej planowałam w przyszłości kupić mieszkanie w Warszawie, jednak po roku mieszkania z Fibi na zamkniętym warszawskim osiedlu zdecydowaliśmy z Dominikiem, że dużo fajniej żyłoby nam się na wsi i bardzo szybko zrealizowaliśmy ten plan :)
Przede wszystkim teraz każdy poranny spacer to dużo większa przyjemność. W miejscu, w którym mieszkaliśmy w Warszawie, Fibi odbywała głównie spacery smyczowe. Na naszym zamkniętym osiedlu, na każdym skrawku trawnika wbita była tabliczka "Zakaz wyprowadzania psów", a po wyjściu za osiedle spacerować można było chodnikiem przy ulicy ze znikomą ilością trawy. Na dłuższe spacery musieliśmy jeździć autem do parku lub lasu. Teraz? Wychodzimy z domu od razu na dzikie łąki, do stawu, w którym Fibi się schładza gdy jest gorąco mamy 100 metrów, do lasu jakieś 15 min drogi piechotą. Spacery od razu nabrały innego znaczenia! I pies szczęśliwszy i mi dużo przyjemniej siada się do pracy po takiej porannej przechadzce.
A jak to jest z tym ogródkiem? Nigdy nie przestaną mnie dziwić te komentarze: "O, to teraz jak macie ogród, nie musisz z nią wychodzić!" Ogródek jest dla psa po prostu przedłużeniem domu. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że Fibi nie przepada za załatwianiem swoich potrzeb na naszej działce. Mimo, że Dominik rano od razu otwiera jej drzwi tarasowe (gdyby jednak potrzebowała sobie ulżyć niezwłocznie), nie jest zainteresowana. Czeka, aż wstanę i pójdziemy na spacer i załatwia swoje potrzeby praktycznie od razu po przekroczeniu furtki. Ludzkie przekonanie o tym, że pies, który ma ogród do dyspozycji jest "wybiegany" niestety jest wciąż mocno aktualne... Pal licho jeśli tak myśleliby nie-posiadacze psów, ale tak uważa też spore grono osób, które psy posiadają. Na naszym osiedlu na razie zauważyłam dwa typy: pierwszy to ludzie, którzy ze swoimi psami wychodzą na spacery, drugi to ci, którzy o zgrozo, puszczają psy luzem po wsi! Przez miesiąc mieszkania tutaj spotkałyśmy 3 razy psy w obrożach z przyczepionymi adresówkami swobodnie biegające po osiedlu. Nieuniknione, że to akurat trzy przypadki, kiedy psy się po prostu jakimś cudem wymknęły z posesji i w tę wersję wolę wierzyć.
Fibi już przed przeprowadzką pokazywała nam, jak bardzo podoba jej się nowe miejsce. Gdy przyjeżdżaliśmy podczas remontu hasała szczęśliwa po polach i nie chciała wracać do Warszawy. Autentycznie nagle ogłuchła na komendę "hop", na którą zawsze bez problemu wskakiwała do auta i podstępem trzeba było ją zmuszać do wsiadania. Zaraz po przeprowadzce ciągle chciała przebywać w ogródku, ciężko było ją zaciągnąć do domu. Teraz już wszystko się unormowało. Fibi wie już, że to jej nowy dom na stałe, zdążyła się już nacieszyć okolicą i własnym ogrodem i uspokoiła się.
Cieszę się, że podjęliśmy taką decyzję, bo widzę, że nie tylko nam, ale i jej żyje się tu dużo lepiej. Nie oznacza to oczywiście, że w bloku w mieście było źle, było po prostu inaczej. Mnóstwo ludzi mieszka z psami (i to nie jednym) w małych mieszkaniach i ich psiaki są dużo szczęśliwsze niż spore grono tych "wiejskich", które większość swojego życia spędzają zamknięte w ogródkach, bądź co gorsza - kojcach. Najważniejsze to zaspokajać wszystkie potrzeby czworonoga, czy to mieszkając w mieście, czy na wsi :)
Co do tego, nad czym obecnie pracujemy, a co nam się udało:
- mijanie szczekających i rzucających się na ogrodzenia psów na spacerach - Fibi potrafi je totalnie zignorować i skupić się na mnie, nie odszczekuje, nie szarpie się, nie ciągnie do nich;
- strach przed dziećmi - zanim zaczęły się wakacje każdego ranka nasz spacer obejmował krótką posiadówkę przed szkołą podstawową. Najzwyczajniej w świecie siadałam sobie na ławce i obserwowałyśmy dzieci przybywające do szkoły - tu również sukces, Fibi siadała sama z siebie i obserwowała co jakiś czas spoglądając na mnie z miną "no dobra, fajnie, odpoczęłyśmy, nudzę się, możemy iść dalej?"- Fibi boi się dzieci i kiedyś potrafiła obszczekiwać je już z daleka;
- odwoływanie od resztek jedzenia - nad tym wciąż pracujemy. Nasza najbliższa okolica to puste łąki + budujące się domy. Biegając luzem na spacerze Fibi nie przepuści żadnej okazji żeby taką budowę zwiedzić, w końcu nie ma nic lepszego niż puszki po konserwach/pasztetach pozostawione przez robotników. Coraz lepiej idzie nam odwoływanie, gdy widzę, że już spogląda w kierunku budowy, jestem w stanie przywołać ją w 70% przypadków, lecz nie spocznę póki nie uzyskamy 100%-owej skuteczności ;)
0 komentarze